Rozdział 3. Słowik w złotej klatce.

Kolejny dzień minął nader spokojnie dla wszystkich dziewcząt. Rano, jak tylko zjadły śniadanie, od razu wzięły się za pracę w poszczególnych działach hotelu. Cath wraz z Moniką dostały się do housekeepingu.
– Myślisz, że to był tylko taki jednodniowy wyskok? – zapytała się nagle Cath, a pytanie wydawało się oderwane od całości przemyśleń dziewczyny. – To, co się wczoraj zdarzyło, raczej nie należało do tych najprzyjemniejszych wrażeń z pobytu tutaj…
– Aj tam, przejmujesz się – odparła Monika. – Wiem, że to może się wydawać głupie, ale zdaje się, że wpadłaś w oko temu Gastardowi czy jak mu tam było…
– Gaspard. Nazywał się Gaspard – wtrąciła się Cath, poprawiając koleżankę. – I wątpię w to. Chyba przecież faceci nie zakochują się ot tak, bo widzieli taką „niewinną” i „delikatną” dziewczynę jak ja. Po prostu to zbyt… nienormalne. I zbyt romantyczne, a w to już na pewno nie uwierzę.
– No niech ci będzie Gaspard. Ale serio chyba wpadłaś mu w oko, bo niby czemu tych dwóch żołnierzy za nami łazi od dobrych parunastu minut? Chyba przecież nie dlatego, że się w tobie zakochali? – Monika zakpiła trochę z Kasi, jakby nabijając się z jej poglądów i twardego stąpania po ziemi.
Rzeczywiście Hoefler i Beringer – przynajmniej według tego, jak przedstawił ich wczoraj Gaspard – szli w niewielkim oddaleniu od dziewcząt. Razem wyglądali dość śmiesznie, jak na dzisiejsze czasy, więc przeciętny człowiek mógłby zacząć śmiać w głos, gdyby ich ujrzał w tych strojach na ulicy. W pewnym momencie niższy z nich podszedł do Cathleen i wręczył jej malutką, poskładaną karteczkę, jak to czasami się robi na lekcjach, żeby nauczyciel nie widział ani nie słyszał, o czym się mówi, choć ta kartka była równa, jakby specjalnie przygotowana do takich celów. Chwilę później żadnego z żołnierzy już nie było w pobliżu, więc nawet gdyby Cath chciała wyjaśnień co do zawartości tej kartki, nie miała już kogo się zapytać.
– Cholera, co on sobie myśli?! – fuknęła, gdy przeczytała wiadomość od Gasparda. – Szczyt bezczelności…
– A co tam jest napisane? – zapytała z ciekawości Monika.
– Sama zobacz – odparła Cath.

Dziś wieczorem jest kameralny koncert karaoke w restauracji.
Postaraj się tam by
ć.
A jak DJ poprosi cię na środek, to nie odmawiaj.
Gaspard.

– To rzeczywiście przesadził… – powiedziała w końcu Monika, najwyraźniej zszokowana tak bezczelnym i chamskim postępowaniem mężczyzny.
– Co mu do tego, gdzie tego wieczoru będziemy kolację jeść? – odpysknęła Cath. – Może razem ze służbą hotelową będziemy jeść, a nie w restauracji? Przecież jesteśmy na stażu tutaj, a nie dla rozrywki…
– Dobra, spokojnie… – uspokoiła ją koleżanka. – Zobaczymy, co powie na to Broż albo Kasprzak, bo może bez nawet mówienia im o tym, będą chcieli tam pójść.

***

Późne popołudnie.

– Drogie panie, dziś wieczorem wyjątkowo będziemy jedli kolację w restauracji – ogłosił jeden z nauczycieli, pan Kasprzak. – Hotel organizuje tam dzisiejszego wieczoru takie „karaoke party”, więc będziecie mogły zaznajomić się z organizacją i prowadzeniem takich eventów, których niemało będzie w niejednej restauracji.
Dziewczęta popatrzyły na siebie nawzajem, jedne z niechęcią wobec takich rozrywek, inne z zachwytem. Jednak musiały one w tym uczestniczyć, jako że był to staż dla nich wszystkich i nie mogły wybrzydzać, jeśli im cokolwiek nie sprawiało zbytniej przyjemności; w końcu było to przygotowanie do przyszłej pracy w danym zawodzie. Cath i Monika wiedziały jednak, że ten wieczór nie będzie pod tym względem całkiem „normalny”…
– A czy my, jako obsługa, możemy też uczestniczyć w samych występach? – wypaliła nagle Kasia. Przez chwilę nawet nie dowierzała samej sobie, że to właśnie ona powiedziała.
– Ależ oczywiście – odparł nauczyciel. – A czemu pani pyta, chce pani wziąć w tym udział?
– A nic, nic… Tak po prostu pytam – odrzekła Kasia, nie chcąc mówić o liściku.

***

Wieczór.

Impreza zbliżała się ku końcowi, a dziewczyny miały już mało pracy. Wszystko szło świetnie i zgodnie z planem, jak też przewidywały. Wtem przez mikrofon zabrzmiał głos DJ’a.
– Dziękujemy, Anno… Przepiękny występ. Teraz zapraszamy kolejną osobę, by zaśpiewała ostrzejszą piosenkę, jaką jest „The Escapist” zespołu Nightwish. Tym razem poproszę po imieniu… Pannę Cathleen Wyrick, która dziś jest jedną z osób przygotowujących nasz wieczorek karaoke.
Wszyscy zamilknęli, a światło wskazało dziewczynę. Sama nie była zaskoczona wyborem jej osoby, lecz przeraził ją sam utwór. Znała zespół, i znała też piosenkę, acz nigdy nie odważyłaby się sama wyjść na środek i go zaśpiewać. Monika podszepnęła jej na ucho, by się ruszyła, i delikatnie popchnęła ją na środek, a Cath jakby bezwolna poszła naprzód. Gdy stanęła na środku, melodia zaczęła grać, a po chwili dziewczyna zaczęła śpiewać. Wpierw nieśmiało i cicho, później coraz pewniej. Wszyscy patrzeli na nią jak urzeczeni, gdyż pomimo swego – jak mogłoby się wydawać – nieco dziecinnego głosu, miała też ten głos bardzo silny. Także Gaspard siedząc z tyłu sali, cały czas obserwował dziewczynę. Sam w końcu ją o tym poinformował, że operator stołu muzycznego ją wywoła, lecz w głosie Cathleen było coś takiego, co nawet pułkownika urzekło.

A nightingale in a golden cage
That’s me locked inside reality’s maze
Come someone make my heavy heart light
Come undone bring me back to life
It all starts with a lullaby…

Po występie Gaspard podszedł do uczennic, jak gdyby nigdy nic.
– Masz ładny głos – powiedział do Cath. – Przy normalnej rozmowie tego nie widać.
Reszta dziewczyn, kończąc już swoją pracę, zostawiła żołnierza i Cath samych. Sama zainteresowana nie odwracała się wpierw, lecz po chwili zmusiła się do tego.
– Czemu pan chciał, bym zaśpiewała? – zapytała.
– I tak nie uwierzysz.
– Niech pan się nie droczy… Najpierw fakt, iż znalazł się pan w moim pokoju akurat wtedy, gdy zemdlałam, a dziś wiadomość i… to – odparła, wskazując głową scenę.
– Mam pewne podejrzenia, kim jesteś… Ale to nic, nie jest to bardzo ważne.
– ŻE CO?! – odpaliła Kasia, wręcz rozdzierając się.
– Proszę to zachować dla siebie – odparł Gaspard i wyszedł, zostawiając Cath samą w sali. Ta zaś nie wiedziała, co z sobą począć. Wiedziała jednak, że na tym jej „przygody” w Monachium jeszcze się nie skończą. A może nie skończą się jeszcze przez wiele, wiele lat.

Dodaj komentarz

Autorzy

Blog Stats

  • 656 wejść